czwartek, 3 kwietnia 2014

Dzień 3. Dom nad jeziorem

Północne Czechy. Uście nad Łabą. Sobota, 12 lipca, godz. 21:57

- Jesteście pewni, że można tak tu pić na ulicy? Policja się nie doczepi?
- Nikt się nie doczepi, nie martw się.
Nie jestem przyzwyczajony do takiej beztroski, gdy chodzi o spożywanie alkoholu w miejscach publicznych, ale postanawiam im zaufać, chociaż nie udało mi się ostatecznie dowiedzieć, jakie tu są przepisy dotyczące tej kwestii.
Idziemy wzdłuż głównej alei, popijając raz po raz piwko z puszek, śmiejąc się i rozprawiając na głos. Właściwie rozmawiam tylko z Janem, cała reszta, gdy chce mi zadać jakieś pytanie, zwraca się do niego, aby mi je przetłumaczył na angielski. Ciągle pytają mnie o podróż, dokąd jadę, skąd jadę, kiedy wrócę, potem jednak schodzimy na tematy bardziej im bliskie, takie jak hokej czy piłka nożna. Po raz kolejny doceniam to, że trochę się na tym znam i mogę im sprawić wiele przyjemności i satysfakcji, wymieniając kilku czeskich piłkarzy i hokeistów, tym bardziej, że staram się wypowiadać o nich z największym szacunkiem i uznaniem.
Otwieram już drugie piwko, to pierwsze, darowane mi przez nich na urodziny, było tak dobre, że opróżniłem je trzeba haustami. Gdy skręcamy w lewo, odłączają się Tomas, Martin i Marketa, żegnają się z nami i wracają do domu. Została nas już tylko trójka – ja i moi dwaj towarzysze – Jan i Petr, którzy prowadzą mnie do kempingu, w którym będę mógł spędzić dzisiejszą noc.
- Słuchaj – odzywa się nagle Petr – jeśli nie będzie tam miejsca, możesz przenocować u mnie, mieszkam w tym dużym bloku, który przed chwilą mijaliśmy. Mama by się zgodziła.
Aż nie wiem, co powiedzieć. Dziękuję mu tylko za tę propozycję, a chociaż tak bardzo chciałbym mu powiedzieć, że wolałbym teraz zawrócić i skorzystać od razu z jego zaproszenia, to nie mogę tego zrobić. Myślę jednak, że gdyby on wiedział, że jeśli dziś wydam te 200 koron na nocleg, zostanie w mojej kieszeni już tylko 50 zł, a więc połowa z tego, co kilka dni temu zabrałem z Polski, od razu wziąłby mnie do siebie. Tego także nie mogę mu jednak powiedzieć, nie chce nikogo o nic prosić, nie chcę też wzbudzać litości, co ma być, to będzie.
Jesteśmy na miejscu, tuż przy głównej bramie. Rozglądam się dookoła – porozrzucane wzdłuż wąskich, żwirowych alejek małe drewniane domki, większość położona tuż nad brzegiem pobliskiego jeziora, murowane sanitariaty i pomieszczenia gospodarcze, w tym największe z nich – biuro, do którego właśnie się udajemy.
- To nasz znajomy, chciałby tu dziś przenocować, macie tu jakiś wolny domek?
Wygląda na to, że się znają z tym recepcjonistą. Rozmawiają chwilę, po czym zostaję poproszony o uiszczenie opłaty – 200 koron, wpisanie do rejestru danych z mojego dowodu osobistego i legitymacji studenckiej i w ten oto sposób wszystko zostaje załatwione. Dostaję klucz, z którym – razem z moimi towarzysze – udaję się do wskazanego lokum.
- Masz szczęście, to był ostatni wolny domek, dzisiaj sobota, mają tu wtedy największy ruch.
Otwieram drzwi i zapalam światło. Tyle tu przestrzeni, trzy osoby mogłyby się spokojnie pomieścić, tymczasem to wszystko jest do mojej wyłącznej dyspozycji. Prócz dużego pokoju z trzema łóżkami, wielką szafą i kilkoma półkami, jest tu jeszcze drugi pokój, nieco mniejszy i pomieszczenie służące za kuchnię. Aż nie wiem, gdzie mam się podziać.
- Powiedzcie mi jeszcze chłopaki, czy jest tu gdzieś w pobliżu jakiś kościół katolicki? Jutro jest niedziela i chciałbym pójść na mszę.
- Jest jeden w samym centrum.
- A powiecie mi, jak do niego trafić?
Daję im jakąś kartkę i długopis i rysują mi mapkę terenu, na wypadek gdybym rano nie umiał się stąd wydostać do centrum, zaznaczają na niej najbliższy przystanek i wyjaśniają, jak mam kupić u kierowcy bilet.
- A więc mam stanąć na zastavce, wsiąść do trolejbusu i poprosić o listek, tak?
Wybucham śmiechem, jakoś nie mogę się powstrzymać, tłumaczę im zresztą od razu, że w Polsce każdy by się z tego roześmiał. Piszą mi jeszcze swoje numery telefonu i pseudonimy na Skypie, a potem żegnamy się i życzymy sobie wzajemnie dobrej nocy. Gdy tylko wychodzą, padam na łóżko jak długi, zmęczony po całym, pełnym wrażeń dniu.
Szkoda, że nie mogłem przenocować u Petra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz