Północne Czechy. Uście
nad Łabą. Sobota, 12 lipca, godz. 21:57
- Jesteście pewni, że
można tak tu pić na ulicy? Policja się nie doczepi?
- Nikt się nie
doczepi, nie martw się.
Nie jestem
przyzwyczajony do takiej beztroski, gdy chodzi o spożywanie alkoholu w
miejscach publicznych, ale postanawiam im zaufać, chociaż nie udało mi się
ostatecznie dowiedzieć, jakie tu są przepisy dotyczące tej kwestii.
Idziemy wzdłuż głównej
alei, popijając raz po raz piwko z puszek, śmiejąc się i rozprawiając na głos. Właściwie
rozmawiam tylko z Janem, cała reszta, gdy chce mi zadać jakieś pytanie, zwraca
się do niego, aby mi je przetłumaczył na angielski. Ciągle pytają mnie o
podróż, dokąd jadę, skąd jadę, kiedy wrócę, potem jednak schodzimy na tematy
bardziej im bliskie, takie jak hokej czy piłka nożna. Po raz kolejny doceniam
to, że trochę się na tym znam i mogę im sprawić wiele przyjemności i
satysfakcji, wymieniając kilku czeskich piłkarzy i hokeistów, tym bardziej, że
staram się wypowiadać o nich z największym szacunkiem i uznaniem.
Otwieram już drugie
piwko, to pierwsze, darowane mi przez nich na urodziny, było tak dobre, że
opróżniłem je trzeba haustami. Gdy skręcamy w lewo, odłączają się Tomas, Martin i
Marketa, żegnają się z nami i wracają do domu. Została nas już tylko trójka –
ja i moi dwaj towarzysze – Jan i Petr, którzy prowadzą mnie do kempingu, w
którym będę mógł spędzić dzisiejszą noc.
- Słuchaj – odzywa się
nagle Petr – jeśli nie będzie tam miejsca, możesz przenocować u mnie, mieszkam
w tym dużym bloku, który przed chwilą mijaliśmy. Mama by się zgodziła.
Aż nie wiem, co
powiedzieć. Dziękuję mu tylko za tę propozycję, a chociaż tak bardzo chciałbym
mu powiedzieć, że wolałbym teraz zawrócić i skorzystać od razu z jego
zaproszenia, to nie mogę tego zrobić. Myślę jednak, że gdyby on wiedział, że
jeśli dziś wydam te 200 koron na nocleg, zostanie w mojej kieszeni już tylko 50
zł, a więc połowa z tego, co kilka dni temu zabrałem z Polski, od razu wziąłby
mnie do siebie. Tego także nie mogę mu jednak powiedzieć, nie chce nikogo o nic
prosić, nie chcę też wzbudzać litości, co ma być, to będzie.
Jesteśmy na miejscu,
tuż przy głównej bramie. Rozglądam się dookoła – porozrzucane wzdłuż wąskich,
żwirowych alejek małe drewniane domki, większość położona tuż nad brzegiem
pobliskiego jeziora, murowane sanitariaty i pomieszczenia gospodarcze, w tym
największe z nich – biuro, do którego właśnie się udajemy.
- To nasz znajomy,
chciałby tu dziś przenocować, macie tu jakiś wolny domek?
Wygląda na to, że się
znają z tym recepcjonistą. Rozmawiają chwilę, po czym zostaję poproszony o
uiszczenie opłaty – 200 koron, wpisanie do rejestru danych z mojego dowodu
osobistego i legitymacji studenckiej i w ten oto sposób wszystko zostaje
załatwione. Dostaję klucz, z którym – razem z moimi towarzysze – udaję się do
wskazanego lokum.
- Masz szczęście, to
był ostatni wolny domek, dzisiaj sobota, mają tu wtedy największy ruch.
Otwieram drzwi i
zapalam światło. Tyle tu przestrzeni, trzy osoby mogłyby się spokojnie
pomieścić, tymczasem to wszystko jest do mojej wyłącznej dyspozycji. Prócz
dużego pokoju z trzema łóżkami, wielką szafą i kilkoma półkami, jest tu jeszcze
drugi pokój, nieco mniejszy i pomieszczenie służące za kuchnię. Aż nie wiem,
gdzie mam się podziać.
- Powiedzcie mi
jeszcze chłopaki, czy jest tu gdzieś w pobliżu jakiś kościół katolicki? Jutro
jest niedziela i chciałbym pójść na mszę.
- Jest jeden w samym
centrum.
- A powiecie mi, jak
do niego trafić?
Daję im jakąś kartkę i
długopis i rysują mi mapkę terenu, na wypadek gdybym rano nie umiał się stąd
wydostać do centrum, zaznaczają na niej najbliższy przystanek i wyjaśniają, jak
mam kupić u kierowcy bilet.
- A więc mam stanąć na
zastavce, wsiąść do trolejbusu i poprosić o listek, tak?
Wybucham śmiechem,
jakoś nie mogę się powstrzymać, tłumaczę im zresztą od razu, że w Polsce każdy
by się z tego roześmiał. Piszą mi jeszcze swoje numery telefonu i pseudonimy na
Skypie, a potem żegnamy się i życzymy sobie wzajemnie dobrej nocy. Gdy tylko
wychodzą, padam na łóżko jak długi, zmęczony po całym, pełnym wrażeń dniu.
Szkoda, że nie mogłem
przenocować u Petra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz