poniedziałek, 29 lutego 2016

Dzień 27. Bezdomność wieczorową porą

Południowa Norwegia. Oslo. Środa, 6 sierpnia, godz. 00:47.

To bardzo dziwne uczucie nie mieć gdzie się podziać, nie mieć w pobliżu nikogo bliskiego, z dnia na dzień stać się bezdomnym. Zwłaszcza nocą, gdy całe miasto kładzie się spać, ludzie gaszą światła w swoich domach, a my jesteśmy tylko odgłosem naszych kroków w ciemnościach. Właściwie to tylko wówczas jest to przykre, bo za dnia bezdomność ma smak przygód i marzeń.
Błąkam się jak cień po ulicach zmęczonego i sennego Oslo, a w głowie tylko jedna myśl, jedna jedyna, by znaleźć bezpieczne miejsce, gdzie można schronić się przez mrokiem i chłodem i darować oczom odrobinę snu. Gdybym tylko wiedział, gdzie jestem i czy dobrze idę. Nawet nie ma kogo zapytać. W absolutnej ciszy, niesiony przeczuciem, zmierzam powoli w stronę dworca.

niedziela, 28 lutego 2016

Dzień 26. Czysta krew arabska

Zachodnia Norwegia. Evanger. Wtorek, 5 sierpnia, godz. 18:27.

Zatrzymał się! Ja chyba śnię! Dzięki Ci Boże! Chwytam za swój bagaż i biegnę co sił w nogach w kierunku samochodu stojącego na poboczu.
- Do Oslo! - wołam podekscytowany przez uchylone okno.
- Ok. Ok. - przytakuje cicho kierowca zapraszając dłonią do środka.
Pakuję swój plecak na tylne siedzenie, drugi zabieram z sobą do przodu, wsiadam, zatrzaskuję za sobą drzwi i ruszamy.
- Nie wiem, czy pan wie, ale ratuje mi pan życie – odzywam się podczas zapinania pasów.
- Kilka godzin sterczałem na tym przystanku i już nawet byłem gotów spędzić tu noc.
Kierowca tylko się uśmiecha w sposób, który ja już tak dobrze zdążyłem poznać, , a który oznacza mniej więcej tyle, co: „kompletnie nie rozumiem, co do mnie mówisz”. Ale to nic, jakoś sobie poradzimy. Teraz najważniejsze jest to, że się jedzie.

wtorek, 16 lutego 2016

Dzień 26. Powrót do pustelni

Zachodnia Norwegia. Bergen. Wtorek, 5 sierpnia, godz. 09:20.


- Żegnaj Robercie po raz drugi.
Nie jest to już tak uroczyste pożegnanie jak to sprzed kilku dni w Stavanger, nie wymieniamy się podarkami na drogę i nie uśmiechamy tak serdecznie. Obaj zdajemy sobie sprawę, jak bardzo każdy z nas jej potrzebował i jak bardzo nam jej brakowało - beztroskiej samotności. Podajemy sobie dłonie.
- Za dwa lub trzy tygodnie widzimy się w Polsce. Szerokiej drogi.
Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz czułem tak wielką ulgę. Zupełnie jakby ktoś zdjął z moich pleców ciężki bagaż. Aż trudno mi uwierzyć, że znów jestem sam, znów dbam i martwię się tylko o siebie, podejmuję wszystkie decyzje, chodzę, dokąd chcę i odpoczywam, kiedy mam na to ochotę. Nawet to, że właśnie straciłem poczucie bezpieczeństwa, jakie dawał namiot, przyprawia mnie o cudowny dreszcz niepewności i ekscytacji.

poniedziałek, 15 lutego 2016

Dzień 25. Ostatnia noc

Zachodnia Norwegia. Bergen. Poniedziałek, 4 sierpnia, godz. 22:06.

- Zaraz ci kogoś przedstawię.
Siadamy na ławce przy nadbrzeżu, tej samej, na której chciałem spędzić ostatnią noc.
- Powinien się tu zaraz pojawić.
Sam też chciałbym go jeszcze raz zobaczyć i zamienić z nim kilka słów – tak szybko dziś rano zniknął, nie zdążyłem się z nim pożegnać, ani nawet podziękować mu za okazaną pomoc. Czekamy długie piętnaście minut, ale jego wciąż nie ma, jeszcze chwila i się zbieramy.
- Jest, to chyba on. Widzisz tych dwóch gości na pomoście? Ten w dżinsowej kamizelce to właśnie Henning.