wtorek, 8 kwietnia 2014

Dzień 4. Przeszukanie

Wschodnie Niemcy. Börnersdorf. Niedziela, 13 lipca, godz. 17:20.


Jest tak zimno, że ani na chwilę nie mogę przystanąć w miejscu, chodzę tam i z powrotem, podskakuję w miejscu, chucham w zmarznięte dłonie, pocieram uda, ale na niewiele się to zdaje, bo nawet zęby zaczynają mi szczękać.
Paskudna pogoda, jeszcze godzina takiego stania, a przeziębienie mam pewne jak w banku. A razem z nim powrót do domu lub w najlepszym wypadku kilkudniowe męczarnie z gorączką  i katarem. Ale co robić?

Wielki parking dla ciężarówek przy ruchliwej autostradzie, trzy lub cztery kilometry od czeskiej granicy, pośrodku niewielki budynek, a w nim toalety dla zatrzymujących się tu kierowców, bardzo czyste i dobrze wyposażone, zaś przy drzwiach z napisem „WC Herren” młody chłopak w kurtce, rękawiczkach i czapce na głowie, dziwnie podskakujący i tuptający w pobliżu dwóch plecaków podróżnych opartych o ścianę z czerwonego klinkieru. Tak wyglądam w oczach tych, którzy zatrzymują się tu, by rozprostować kości, zjeść coś lub się załatwić.
Najgorsze jest jednak  to, że właśnie mało kto chce się tu zatrzymać. Niedzielne popołudnie to chyba jednak nie jest najlepsza pora do łapania okazji.
Lecz nagle krew pulsuje we mnie coraz szybciej i na moment robi się ciepło, bo oto na parkingu zjawia się policyjny radiowóz.  Zatrzymuje się bardzo blisko mnie, nie więcej niż 10 metrów. Stoi nieruchomo minutę lub dwie, aż otwierają się drzwi, z których wysiada dwóch funkcjonariuszy. Idą prosto na mnie. Cholera, jak to jest, że człowiek nie ma nic do ukrycia, a mimo to się czegoś boi?
- Guten Tag.
Proszę ich, by mówili po angielsku, bo mój niemiecki nie jest najlepszy. Przyglądają mi się uważnie. Oboje w nienagannie czystych i wyprasowanych mundurach, on nieco wyższy, o przenikliwym, wręcz przeszywającym wzroku, idealnie ogolony, ona piękna, z włosami w kolorze blond, w obcisłej spódnicy i spojrzeniu detektywa – pełnym kalkulacji i nieufności. Naprawdę mam stracha.
Pytają, co tu robię, właściwie pyta on, ona w tym czasie sprawdza z pomocą radia mój dowód osobisty. Mówię prawdę, bo i po co mam kłamać, ale nie robi to na nim większego wrażenia, nawet uśmiechu nie zdołało wywołać na jego kamiennym obliczu, na co po cichu liczyłem.
- Now all the things from your backpack – raus!
Nie wiem, czy to „raus” na końcu zamiast „out” powiedział specjalnie, czy też tylko mu się wymsknęło, to nieważne, bo i tak przeszywa mnie nagle lodowaty dreszcz. I choć wiem, że nie znajdą w moich bagażach nic prócz ubrań, zapasowych butów, odrobiny jedzenia, map i latarki, to przez ułamek sekundy mnie samego dopada wątpliwość, czy aby na pewno nie mam tam pochowanych żadnych narkotyków czy środków pirotechnicznych. Naoglądałem się chyba za dużo filmów wojennych i teraz każdy rozkaz w języku niemieckim kojarzy mi się z otyłym gestapowcem w czarnym płaszczu.
Wyciągam wszystkie swoje rzeczy na chodnik, przyglądają im się dokładnie, lustrują każdy szczegół, ale po chwili każą włożyć je z powrotem do środka i w końcu dają mi święty spokój.
Ciekawe, co ich tak zniechęciło – dwudniowe kanapki z szynką czy może widok moich bokserek?

2 komentarze:

  1. Policja przeszukująca autostopowicza? Aż mi się w to wierzyć nie chce. Swoją drogą parking dla ciężarówek to nie jest najlepsze miejsce na łapanie stopa - kierowcy bardzo często zatrzymują się tam na wiele godzin, do tego takie miejsca często są strzeżone i zabronione jest tam przebywanie osobom postronnym - stąd najprawdopodobniej zainteresowanie policji. Dużo bardziej polecam stacje benzynowe, bo o ile mniej tam pojazdów, to rotacja jest dużo większa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli kierowca wysadza w takim miejscu, nie za bardzo jest wtedy w czym wybierać. To miejsce nie było strzeżone, po prostu wyglądałem jak włóczęga.

      Usuń