Północne Czechy. Uście nad Łabą. Sobota, 12
lipca, godz. 21:07
- Kościół jest
zamknięty - odpowiada niepewnie chłopak.
- Zamknięty? Nie
można się modlić? Nie ma księdza?
Kiwa przecząco
głową.
To dziwne.
Faktycznie trudno w nim znaleźć cokolwiek, co mogłoby świadczyć, że jest czynny
- stalowe bramy zasunięte, żadnych znaków informacyjnych, a z ponad wysokiego
muru wystają gdzieniegdzie kępy chwastów i traw. Ale z drugiej strony nie
wygląda też na zaniedbany, część ścian jest nawet pięknie odnowiona, jakby
dopiero co zostały wybudowane, widać jeszcze porozrzucane niedbale puste worki
po cemencie. Tylko po co mieliby remontować nieczynny kościół?
Kiedy tak się nad
tym zastanawiam, chłopak z dziewczyną przyglądają mi się z uwagą. Są bardzo
młodzi, nie mogą mieć więcej niż 18 lat. Ona całkiem ładna, ze swoimi blond
włosami wyraźnie kontrastującymi z jej ciemną karnacją, on wysoki i chudy, z
małym kolczykiem w uchu i z typowo cygańską urodą.
- Szkoda, wielka
szkoda…
Na pytanie kim
jestem i co tu robię, opowiadam im w skrócie o sobie i o tym, jak się tu
znalazłem. Słucha tylko chłopak, on jeden rozumie po angielsku i raz po raz
zwraca się do swojej lubej, tłumacząc jej moje słowa. Pokazuję im nawet na
mapie Europy, skąd dokładnie jestem i gdzie chciałbym się dostać. Są wyraźnie
zaintrygowani. W końcu przedstawiamy się sobie - nazywają się Jan i Markéta.
- Powiedzcie mi,
gdzie tu w okolicy najtaniej spędzę noc? Bo nie mam niestety wielu pieniędzy.
Po długim
namyśle, Jan wzrusza bezradnie ramionami. Widząc jednak moje rozczarowanie,
chwyta za telefon i do kogoś dzwoni. Oddala się przy tym na kilka kroków, także
zostajemy z Markétą na moment sami. Jest bardzo zmieszana moją obecnością,
unika kontaktu wzrokowego, a jedyne, co w tej chwili jest w stanie z siebie
wydobyć, to delikatny uśmiech.
- Chłopaki zaraz
tu będą - oznajmia Jan z wyraźnym zadowoleniem w głosie. A potem tłumaczy coś
szybko po czesku swojej dziewczynie.
Właściwie
powinienem czuć niepokój - zrobiło się niemal zupełnie ciemno, a ja nie mam
noclegu, w dodatku w samym centrum cygańskiej dzielnicy tego miasta czekam
właśnie na przyjście jakichś facetów, po których nawet nie wiem, czego mam się
spodziewać. A jednak jestem bardziej podekscytowany niż niespokojny, czuję wyraźnie, że to właśnie tu miałem dotrzeć, tu zostałem przyprowadzony i
nie pozostaje mi nic innego, jak tylko dać się ponieść biegowi wydarzeń. Ufam
Janowi. Jest coś niezwykłego w tym młodym człowieku, nie umiem powiedzieć, co
to takiego.
Oparci o
barierki, gawędzimy sobie trochę, a im dłużej trwa nasza rozmowa, tym angielski
Jana wyraźnie się poprawia. Widać dawno się nim nie posługiwał. Bardzo mnie cieszy, że tak świetnie się dogadujemy, a jeszcze bardziej cieszy mnie to, że on zadaje mi tyle pytań, jest szczerze tym wszystkim zaciekawiony, a kiedy mu odpowiadam, widzę błysk w jego oku.
Nagle daje się słyszeć odgłos czyichś kroków. Od strony osiedla zbliżają się do
nas dwie męskie sylwetki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz