poniedziałek, 31 marca 2014

Dzień 3. Jan i Markéta

Północne Czechy. Uście nad Łabą. Sobota, 12 lipca, godz. 21:07

- Kościół jest zamknięty - odpowiada niepewnie chłopak.
- Zamknięty? Nie można się modlić? Nie ma księdza?
Kiwa przecząco głową.
To dziwne. Faktycznie trudno w nim znaleźć cokolwiek, co mogłoby świadczyć, że jest czynny - stalowe bramy zasunięte, żadnych znaków informacyjnych, a z ponad wysokiego muru wystają gdzieniegdzie kępy chwastów i traw. Ale z drugiej strony nie wygląda też na zaniedbany, część ścian jest nawet pięknie odnowiona, jakby dopiero co zostały wybudowane, widać jeszcze porozrzucane niedbale puste worki po cemencie. Tylko po co mieliby remontować nieczynny kościół?
Kiedy tak się nad tym zastanawiam, chłopak z dziewczyną przyglądają mi się z uwagą. Są bardzo młodzi, nie mogą mieć więcej niż 18 lat. Ona całkiem ładna, ze swoimi blond włosami wyraźnie kontrastującymi z jej ciemną karnacją, on wysoki i chudy, z małym kolczykiem w uchu i z typowo cygańską urodą.
- Szkoda, wielka szkoda…
Na pytanie kim jestem i co tu robię, opowiadam im w skrócie o sobie i o tym, jak się tu znalazłem. Słucha tylko chłopak, on jeden rozumie po angielsku i raz po raz zwraca się do swojej lubej, tłumacząc jej moje słowa. Pokazuję im nawet na mapie Europy, skąd dokładnie jestem i gdzie chciałbym się dostać. Są wyraźnie zaintrygowani. W końcu przedstawiamy się sobie - nazywają się Jan i Markéta.
- Powiedzcie mi, gdzie tu w okolicy najtaniej spędzę noc? Bo nie mam niestety wielu pieniędzy.
Po długim namyśle, Jan wzrusza bezradnie ramionami. Widząc jednak moje rozczarowanie, chwyta za telefon i do kogoś dzwoni. Oddala się przy tym na kilka kroków, także zostajemy z Markétą na moment sami. Jest bardzo zmieszana moją obecnością, unika kontaktu wzrokowego, a jedyne, co w tej chwili jest w stanie z siebie wydobyć, to delikatny uśmiech.
- Chłopaki zaraz tu będą - oznajmia Jan z wyraźnym zadowoleniem w głosie. A potem tłumaczy coś szybko po czesku swojej dziewczynie.
Właściwie powinienem czuć niepokój - zrobiło się niemal zupełnie ciemno, a ja nie mam noclegu, w dodatku w samym centrum cygańskiej dzielnicy tego miasta czekam właśnie na przyjście jakichś facetów, po których nawet nie wiem, czego mam się spodziewać. A jednak jestem bardziej podekscytowany niż niespokojny, czuję wyraźnie, że to właśnie tu miałem dotrzeć, tu zostałem przyprowadzony i nie pozostaje mi nic innego, jak tylko dać się ponieść biegowi wydarzeń. Ufam Janowi. Jest coś niezwykłego w tym młodym człowieku, nie umiem powiedzieć, co to takiego.  
Oparci o barierki, gawędzimy sobie trochę, a im dłużej trwa nasza rozmowa, tym angielski Jana wyraźnie się poprawia. Widać dawno się nim nie posługiwał. Bardzo mnie cieszy, że tak świetnie się dogadujemy, a jeszcze bardziej cieszy mnie to, że on zadaje mi tyle pytań, jest szczerze tym wszystkim zaciekawiony, a kiedy mu odpowiadam, widzę błysk w jego oku.
 Nagle daje się słyszeć odgłos czyichś kroków. Od strony osiedla zbliżają się do nas dwie męskie sylwetki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz