poniedziałek, 31 marca 2014

Dzień 3. Jan i Markéta

Północne Czechy. Uście nad Łabą. Sobota, 12 lipca, godz. 21:07

- Kościół jest zamknięty - odpowiada niepewnie chłopak.
- Zamknięty? Nie można się modlić? Nie ma księdza?
Kiwa przecząco głową.
To dziwne. Faktycznie trudno w nim znaleźć cokolwiek, co mogłoby świadczyć, że jest czynny - stalowe bramy zasunięte, żadnych znaków informacyjnych, a z ponad wysokiego muru wystają gdzieniegdzie kępy chwastów i traw. Ale z drugiej strony nie wygląda też na zaniedbany, część ścian jest nawet pięknie odnowiona, jakby dopiero co zostały wybudowane, widać jeszcze porozrzucane niedbale puste worki po cemencie. Tylko po co mieliby remontować nieczynny kościół?

niedziela, 30 marca 2014

Dzień 3. Wieża

Północne Czechy. Uście nad Łabą. Sobota, 12 lipca, godz. 20:53

Przeszedłem niemal całe miasto, z jego południowych dzielnic aż tutaj, na jego północne krańce i przez cały ten czas wiódł mnie ku sobie widok tej kościelnej wieży. Zobaczyłem ją po raz pierwszy, gdy zdawała się ledwie niewielką krzywizną na horyzoncie, ponad dachami innych budynków i najwyższych drzew. Trudno w niej znaleźć cokolwiek niezwykłego - brudnobiała, niemal popielata, pokryta bladozieloną dachówką, zwieńczona żelaznym krzyżem. Nie wyróżnia się w zasadzie niczym szczególnym, wiele podobnych wież widziałem w swoim życiu, a jednak coś mnie do niej przyciąga.

piątek, 28 marca 2014

Dzień 3. Krásný kraj

Północne Czechy. Harrachov. Sobota 12 lipca, godz. 16:20.

Zastanawiam się, gdzie przyjdzie mi spędzić dzisiejszą noc? Do zmierzchu wprawdzie daleko, ale już teraz zaczynam się nad tym zastanawiać. Wcześniej nie miałem tego problemu, jednak teraz będę musiał się z nim mierzyć każdego dnia.

czwartek, 27 marca 2014

Dzień 3. Granica

Północne Czechy. Harrachov. Sobota 12 lipca, godz. 15:11.

Jestem tu. Aż nie mogę w to uwierzyć. Po raz pierwszy w życiu stąpam po obcym kraju, po ziemi, która rodzi nie moich rodaków, ale właściwie obcych mi ludzi. Dziwnie się czuję, zupełnie jakbym wszedł komuś na jego teren, jakbym deptał jego trawnik, jakbym chodził po jego polu.

środa, 26 marca 2014

Dzień 2. Tylko dla dorosłych

Zachodnia Polska. Karpacz. Piątek 11 lipca, godz. 15:40.

- A wiesz, że wybrałem wczoraj dolny materac? – odzywam się nagle.
- Tak też myślałam.
Siedzimy na krawężniku przy stacji benzynowej, zmęczeni, ale i dumni, w końcu dwie godziny temu wspólnie udało nam się zdobyć  Śnieżkę.  Lada chwila ma się tu pojawić Zuzi mama, by nas stąd zabrać z powrotem do Jeleniej Góry.

wtorek, 25 marca 2014

Dzień 1. Pierwsza pomoc

Zachodnia Polska. Jaroszów k. Strzegomia. Czwartek, 10 lipca, godz. 14:05

Chłopaki wysadzają mnie w miejscu, którego nie sposób znaleźć na mapie. Znów nie za bardzo jest gdzie stanąć, pora więc na kolejny spacer poboczem drogi. Trzy, a może cztery kilometry marszu, po których natrafiam na coś, co przypomina kopalnię odkrywkową - bardzo rozległy obszar starannie wydobytej ziemi, równymi warstwami, jedna na drugiej. Ciekaw jestem, do czego się dokopali, na pewno nie do węgla, wygląda mi to raczej na jakąś glinę. Tuż obok jest zakręt i tablica z napisem "Jaroszów", a za nią przystanek autobusowy i to właśnie na nim próbuję szczęścia.

poniedziałek, 24 marca 2014

Dzień 1. Droga przez Bolków

Zachodnia Polska. Kostomłoty. Czwartek, 10 lipca, godz. 11:47

Zsuwam się w dół po metalowych stopniach, biorę mały plecak i zrzucam go na ziemię, ten większy chwytam oburącz i zeskakuję z nim na asfaltowe pobocze.
- Szerokiej drogi. Dziękuję! - wołam jeszcze i zamykam z hukiem drzwi.
Ciężarówka odjeżdża w stronę Legnicy, wydobywając z siebie gęstą chmurę spalin, a ja przeskakuje przez barierkę. Na zielonej murawie po drugiej jej stronie rozkładam pospiesznie mapę i w akompaniamencie mknących po autostradzie pojazdów zaczynam ją uważnie studiować.

niedziela, 23 marca 2014

Dzień 1. Autostrada

Południowa Polska. Katowice. Czwartek, 10 lipca, godz. 7:36

Nie bardzo wiem, jak mam się za to zabrać. Najdogodniej byłoby chyba stanąć na wyjeździe ze stacji, ale jakoś trudno jest mi się na to zdecydować, dlatego zostaję na swoim miejscu, przy wejściu do sklepu i obserwuję kręcących się wszędzie kierowców. Z początku nie mam śmiałości odezwać się do któregokolwiek z nich, nie lubię tak się kogoś prosić, jakoś dziwnie się wtedy czuję. Ale trzeba się w końcu przemóc, inaczej nigdy nie posunę się naprzód.

sobota, 22 marca 2014

Dzień 1. Pierwszy krok w chmurach



Południowa Polska. Tychy. Czwartek, 10 lipca, godz. 05:56.

Otwieram oczy. Która godzina? Parę minut przed szóstą. Obudziłem się zanim zadzwonił budzik. To przez te nerwy. Serce bije mi w piersi coraz szybciej, jakby chciało przed czymś przestrzec. Nie mogę uwierzyć, że to robię. Chyba zwariowałem. Leżę jak sparaliżowany wpatrzony w niewidzialny punkt na ścianie, a strach podsuwa mi coraz to nowe pomysły na odwrót. Już dawno tak się nie bałem. Tyle różnych rzeczy przychodzi mi do głowy A co, jeśli coś pójdzie nie tak? Nie przemyślałem tego do końca. Może jest jeszcze czas, by się wycofać? Nagle zdaję sobie sprawę, że jeśli teraz nie wstanę z łóżka, to być może nigdy się stąd nie ruszę. Nie ma co dłużej zwlekać, w drogę!