Północne Czechy. Uście nad Łabą. Niedziela, 13
lipca, godz. 9:27
Oni Boga w sercu
nie mają. Ledwie przed chwilą minąłem wielki plac budowy w centrum miasta, a na
nim dźwigi, hałaśliwe maszyny i pokrzykujący na siebie co chwila robotnicy, a
tutaj, tuż za rogiem, dokładnie to samo, stawiają kolejny biurowiec.
Wszystko potrafię
zrozumieć, terminy gonią, trzeba się uwijać z robotą, ale dlaczego w niedzielę?
I co z protestami okolicznych mieszkańców? Czy te trzaski i dudnienie naprawdę
im nie przeszkadzają? Aż nie chce się wierzyć.
Kościół udaje mi
się odnaleźć po kilku minutach. Rzecz jasna tuż obok niego, naprzeciw wejścia,
też coś budują, pewnie jakiś bank. Nikt tu nawet nie myśli, by zrobić sobie
przerwę. „Římskokatatolický kostel Nanebevzetí Panny Marie” – głosi napis na znaku informacyjnym. „Nanebevzetí” to chyba wniebowzięcie, tak
myślę. Właśnie kończy się Msza Święta i na zewnątrz wysypuje się ledwie garstka
wiernych. Wyczytuję z tablicy ogłoszeń, że kolejna Eucharystia jest dopiero za
godzinę. Przespaceruję się trochę po mieście przez ten czas.
Nie jest tu specjalnie ładnie, właściwie miasto jak miasto, nic
szczególnego. Jedyne, co od razu mnie uderza, to jakaś dziwna jego obcość,
momentami trochę niepokojąca. Skąd to się bierze? Ciekaw jestem, czy każdy, kto
podróżuje po nieswoim kraju tak ma, a może tylko ze mną jest coś nie tak.
Czuję, jakbym kompletnie tu nie pasował, jakby wszyscy, którzy na mnie patrzą
wiedzieli, że nie jestem stąd.
Spotkanie wczoraj tych Romów nie było przypadkiem, jest ich tu naprawdę
wielu, starzy, młodzi, biedni, bogaci, wygląda na to, że ta mniejszość jest
tutaj dość liczna. Ciekaw jestem, jak im się tu żyje wspólnie z Czechami, czy
nie dochodzi do wzajemnych zatargów i spięć.
Spacer umila mi czytanie sklepowych szyldów i witryn. Podobają mi się te
wszystkie ich zdrobnienia, jak na przykład „infolinka” – jak tu się nie
uśmiechnąć, widząc coś takiego? Albo napis na jednym z kontenerów na śmieci:
„směsný odpad” – nie mam pojęcia, co to znaczy.
Jestem już w kościele. W środku robi on dużo większe wrażenie, niż na
zewnątrz – strzeliste kolumny i sklepienie, nawet okna są strzeliste, dużo tu
światła i przestrzeni, uwielbiam te neogotyckie światynie. Rozglądam się
ukradkiem, nie widać tu zbyt wielu ludzi. To naprawdę przykre.
Jestem trochę podekscytowany, to w końcu moja pierwsza w życiu Msza
Święta, nie tylko w obcym języku, ale i w obcym kraju. Zastanawiam się, jak się
zachować i czy uda mi się to wszystko przeżyć we właściwy sposób. Obym tylko
nie popełnił jakiejś gafy.
Na szczęście zabrałem z sobą książeczkę do nabożeństwa, którą dostałem na
Pierwszą Komunię. W niej śledzę przebieg liturgii i w myślach powtarzam polskie
zwroty. Dopiero teraz odkrywam, jak wspaniale zostało to wszystko wymyślone i teraz
także zdaję sobie sprawę z tego, że w zasadzie Czesi, ale nie tylko oni, także
Kenijczycy, Japończycy czy Bułgarzy powtarzają dokładnie to samo podczas
Eucharystii, co Polacy, tyle że w swoim języku, to jedyna różnica. Czyż Kościół
nie jest cudowny?
Podczas kazania szukam fragmentu Ewangelii, który, jak mi się zdaje, był
przed chwilą odczytywany. Przypowieść o siewcy. Pewności nie mam, bo choć sporo
zrozumiałem, to jednak mogło mi się tylko wydawać, że rozumiem. Szkoda, że nie
sprawdziłem tego wcześniej, następnym razem będę musiał o to zadbać.
Kiedy kapłan rozdaje Ciało Pana Jezusa, niektórzy spośród wiernych biorą
Je do ręki i sami Je sobie wkładają do ust. Niemal wszyscy tak robią. Dziwny
obyczaj, wiele o nim słyszałem, ale po raz pierwszy w życiu się z nim osobiście
spotykam. A jak im upadnie? Albo gdy będą mieć brudne ręce? Albo jak trafi się
jakiś żartowniś, który wyniesie komunikant na zewnątrz i licho wie, co z nim
zechce zrobić? Im dłużej o tym myślę, tym mniej mi się to podoba.
Po Mszy Świętej zostaję jeszcze na chwilę w ławce, by pomodlić się o
bezpieczną podróż.
Czego się spodziewałeś, wybierając się do jednego z najbardziej zsekularyzowanych krajów w Europie, gdzie jest to dodatkowo uwarunkowane historycznie i trwa w ten sposób od ponad 600 lat? Nie wszystkie kraje, które odwiedzisz, będą katolickie, europejskie, religijne itd. Trzeba się nauczyć akceptować różnorodność i odmienność, a nie wciskać z butami w cudze zwyczaje i poglądy. Im dalej w świat pojedziesz, tym bardziej będziesz musiał mieć to na uwadze. :)
OdpowiedzUsuńNiedziela to dla mnie dzień święty, było mi przykro, że tam niczym on się nie różni od zwyczajnego dnia roboczego, to wszystko. Tolerancja nie oznacza wcale aprobaty. A w świecie bywałem, objechałem stopem pół Europy.
Usuń