sobota, 28 czerwca 2014

Dzień 18. Światło ze Wschodu

Południowa Norwegia. Kristiansand. Niedziela, 27 lipca. Godzina 10:50.

Wstajemy dość późno. To nie była dobra noc. Niezapowiedziana wizyta policjantów, a potem pospieszne pakowanie się i przymusowa przeprowadzka sprawiły, że zasnęliśmy obaj dopiero nad ranem. Przywoływanie teraz w myślach tych dramatycznych wydarzeń sprzed kilku godzin, to jak przypominanie sobie złego snu.
Doprowadzamy się do porządku, jemy śniadanie i nie zwlekając ani chwili, wychodzimy na miasto. Z nowego miejsca jest co prawda dużo dalej do centrum, ale za to jest ono nieco lepiej zasłonięte przez drzewa i krzewy od ludzkich spojrzeń. Z tego powodu podoba mi się bardziej niż poprzednie.

czwartek, 26 czerwca 2014

Dzień 18. Nocna straż

Południowa Norwegia. Kristiansand. Niedziela, 27 lipca, godz. 2:20.

Budzi nas odgłos czyichś kroków. Ktoś tu jest. Wstrzymuję oddech, żaden z nas ani drgnie. Słychać jakieś głosy, są bardzo blisko. Serce łomocze mi w piersi jak oszalałe, gdy nagle przy wejściu do namiotu pojawia się ludzki cień.
- Politi! - obwieszcza złowrogo i wydaje niezrozumiały dla nas rozkaz po norwesku.
To policja! Już po nas! Rozsuwam w pośpiechu zamek. Wpierw oślepia mnie światło wycelowanej we mnie latarki, chwilę później z ciemności wyłania się twarz funkcjonariusza. Pada jakieś pytanie, od razu jednak tłumaczę, że nie jesteśmy Norwegami i mówimy tylko po angielsku.
- Co tu robicie? - poprawia się.

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Dzień 16. Kradzież

Południowa Norwegia. Kristiansand. Piątek, 25 lipca, godz.17:49

- Coś jest nie tak – rzuca nagle Marcin mocno poddenerwowany.
Pokazuje mi palcem dno swojej blaszanej menażki, osmolonej jakimś dziwnym, szarym pyłem.
- Tego tu wcześniej na pewno nie było.
Przyglądam się temu dokładniej i obwąchuję.
- To popiół z papierosów.
Dopiero w tym momencie dochodzi do nas to, o czym nikt z nas nie miał odwagi nawet pomyśleć, co jeszcze wczoraj wydawało się tak nierealne, wręcz niemożliwe – ktoś włamał się do naszego namiotu.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Dzień 15. Kabriolet

Południowa Norwegia, Sundebru. Czwartek, 24 lipca, godz. 21:30

Pierwszy raz w życiu jadę kabrioletem, niesamowite uczucie. Usadawiam się z tyłu, razem z bagażami na lśniącym, skórzanym siedzeniu, kładąc plecaki obok siebie z największa delikatnością, by niczego tu nie pobrudziły.
- Zasunąć dach? Nie będzie ci zimno? – pyta mnie młody chłopak kierujący tym cudeńkiem, gdy tylko ruszamy.
- Nie, nie trzeba, może być otwarty, jest w porządku.
Po kilku minutach jazdy trochę żałuję tych słów, bo jednak tu z tyłu faktycznie wieje, ale trudno, przynajmniej do reszty wytrzeźwieję dzięki tym podmuchom.

czwartek, 12 czerwca 2014

Dzień 15. Wyścig ze słońcem

Południowa Norwegia, Feset. Czwartek, 24 lipca godz. 19:12.

Mam w czubie. Nie jestem bardzo pijany, z daleka to nawet trudno by było rozpoznać, że cokolwiek wypiłem, a jednak wyraźnie czuję, jak szumi mi w głowie i jak mięśnie w całym ciele wiotczeją, nawet te na twarzy. Ale wyrzutów nie mam - nie mogłem pozwolić na to, by ucierpiał wizerunek twardogłowego Polaka.

wtorek, 10 czerwca 2014

Dzień 15. Trzy piwa

Południowa Norwegia, Valle. Czwartek, 24 lipca godz. 16:20

Idę wzdłuż szosy na północ. Pomimo tego, że przypadkowy przechodzień nie potrafił mi odpowiedzieć, dokąd ona prowadzi, ja jestem pewien, że dojdę nią aż do głównej drogi E-18 Kristiansand – Oslo. Czy też niemal pewien, bo moja mapa jest zbyt ogólna i niewiele da się z niej odczytać. Ale od czego jest intuicja? Upał nieco zelżał, ale wciąż mocno grzeje. Na szczęście tu, gdzie teraz jestem, po lewej stronie drogi wznoszą się wysokie urwiska, które dają dużo cienia. Dzięki temu nie mogę zbytnio narzekać.

niedziela, 8 czerwca 2014

Dzień 15. Trzy marzenia

Południowa Norwegia, Okolice Porsgrunn. Czwartek, 24 lipca godz. 14:15

- Wiesz Rolf, w tej chwili mam teraz tylko trzy marzenia. 
Wyjeżdżamy właśnie z tunelu na piękny, podwieszany most rozpostarty nad błękitnymi wodami rozległego fiordu. Po obu jego stronach, na zielonych, górzystych brzegach porozrzucane niedbale białe domki z pomarańczowymi dachami, gdzieniegdzie suną ospale niczym ślimaki po gładkiej tafli niewielkie barki, łodzie motorowe i jachty, pozostawiając za sobą długi, trójkątny ślad falującej wody.

sobota, 7 czerwca 2014

Dzień 15. Rolf

Południowa Norwegia. Larvik. Czwartek, 24 lipca. Godzina 11:29

- Skąd pędzisz młody człowieku?
- Z daleka, aż z Polski mnie tu przywiało.
Nie robi to na nim najmniejszego wrażenia, ani przez moment, uśmiecha się tylko w tajemniczy dla siebie sposób, który zdaje się mówić: „Chłopcze, gdybyś ty wiedział, jak ja to dobrze znam...”. Już na pierwszy rzut oka przypomina kogoś, kto za młodu nie takie rzeczy wyczyniał.

piątek, 6 czerwca 2014

Dzień 14. Zboczeńcy

Południowa Norwegia, Sandefjord. Środa, 23 lipca godz. 20:46

Nie idzie to łapanie. Dwie godziny tu stoimy na zmianę z Marcinem i jakoś nikt nie kwapi się, by nas stąd zabrać. Coś jest nie tak, ale nie wiem co. Najpewniej miejsce, bo tu gdzie stoimy, przy wyjeździe ze stacji, kierowcy mają aż trzy opcje do wyboru: albo pojadą na Oslo, albo na Kristiansand, mogą też skręcić w lewo do miasta, do Sandefjord. Kilku się już nawet zatrzymało i pytało, gdzie podrzucić, niestety wszyscy jechali do Oslo, a my chcemy do Kristiansand.

wtorek, 3 czerwca 2014

Dzień 12. W stronę Slependen

Południowa Norwegia. Oslo. Poniedziałek, 21 lipca. godz. 19:25

Zwiedzać będziemy jutro, teraz nie ma na to czasu. Robi się późno i dobrze by było już znaleźć miejsce, w którym będziemy mogli rozbić swój namiot. My zamiast tego od dobrych kilkunastu minut stoimy pod zadaszeniem jakiegoś sklepu, chroniąc się przed padającym deszczem. Lunęło tak nagle, że ledwie zdążyliśmy tu dobiec, to ta ciemna chmura, która wisiała nad miastem od dłuższego czasu. Powoli jednak przestaje i chyba za chwilę wreszcie stąd wyjdziemy.

niedziela, 1 czerwca 2014

Dzień 12. Drugi brzeg

Południowa Norwegia. Oslo. Poniedziałek, 21 lipca. godz. 18:31

Otwierają się drzwi. Myślę tylko o tym, by jak najszybciej wyjść z tego statku i móc w końcu stanąć na norweskiej ziemi, tej samej, która jeszcze parę dni temu wydawała się nie do zdobycia. A teraz? Najważniejsze z marzeń właśnie się spełnia i będę musiał wymarzyć sobie następne.
Wiedziony przez tłum, wchodzę powoli na przeszklony trap prowadzący z dolnego pokładu wprost do budynku portowego. Gdzieś tam na dole czeka już na mnie Marcin, oparty pewnie o jakąś ścianę, z rękami w kieszeniach i w ten charakterystyczny dla siebie sposób wypatruje dyskretnie mojej sylwetki. Za kilka chwil uściśniemy swoje dłonie.