niedziela, 27 kwietnia 2014

Dzień 7. Willy

Północna Dania. Ravnshøj k. Frederikshavn. Środa, 16 lipca, godz. 21:44.

Willy jest bajkopisarzem. Kiedy zachwycam się urodą Słowianek, próbuje mi wmówić, że przez długi czas chodził z pewną śliczną Ukrainką i często ją odwiedzał w jej kijowskim domu. Może nie byłoby w tym nic niedorzecznego, gdyby nie fakt, że aby stwierdzić, że nie jest bogaczem, mogącym sobie pozwolić na tak dalekie podróże, nie trzeba mu się nawet bliżej przyglądać.

Ale i na tę okoliczność ma coś w zanadrzu - podobno jeden z jego przyjaciół tuż przed śmiercią przepisał mu cały swój pokaźny majątek, na tyle pokaźny, by Willy od kilku już minut mógł mnie zapewniać, że jest milionerem. Przysłuchując się tej jego opowieści, spoglądam ukradkiem na jego mocno znoszone ubranie i trochę przerdzewiały rower, który prowadzi obok siebie, ale ten jakby czytał w moich myślach:
- Niech cię nie zwiodą pozory. Wyglądam tak a nie inaczej, żeby zmylić ludzi, odwrócić ich uwagę od moich pieniędzy.
No tak, czemu od razu na to nie wpadłem. Opowiada też o tym, że gdy był małym chłopcem, koń dwa razy kopnął go przyrodzenie i o wielu innych niestworzonych rzeczach, mnie jednak najbardziej podoba się historia o posiadanych przez niego rzekomych dowodach na istnienie UFO.
- Oczywiście nie zdradzę ci szczegółów, świat nie jest gotowy na taką wiedzę, mogłaby wywołać niepotrzebną histerię.
Akurat co do istot pozaziemskich byłbym skłonny się zgodzić, bo po naszym spotkaniu ja również posiadam co najmniej jeden dowód na ich istnienie - jest nim ten oto towarzyszący mi w marszu młody człowiek.
A mówi to wszystko z taką powagą, tak sugestywnie, jakby sam był przekonany o prawdziwości swoich słów i gdyby nie absurd co poniektórych z tych wydarzeń, nawet by mi do głowy nie przyszło, że mogą być zmyślone. Nie zdradzam się ze swoimi watpliwościami i pewnie wciąż myśli, że mu wierzę, ale nie chcę mu psuć zabawy, to w końcu mój dzisiejszy gospodarz.
Rozmówcą jest jednak fantastycznym - przeskakujemy z tematu na temat, z każdego wydobywając jakiś głęboki, często ukryty aspekt, muzyka, film, poezja, problemy filozoficzne - nie sposób wymienić wszystkiego. Niebywale inteligentny, zna się na wielu dziedzinach no i ten jego świetny angielski. Już dawno mi się z nikim tak dobrze nie dyskutowało.
- Dziś jesteś moim najlepszym przyjacielem. Nie dlatego, że znamy się od lat, bo tak nie jest, ale dlatego że wszyscy inni są teraz bardzo daleko - zwierzam mu się zupełnie szczerze.
Zbliżamy się z wolna do domu, w którym mieszka. Właśnie wyciąga klucze z tajemnej skrytki przy drzwiach, gdy wtem zdaję sobie sprawę z tego, że on jeszcze ani razu się nie uśmiechnął. Jak to możliwe?
- Willy, czy jesteś smutny?
- Nic nie jest smutne - odpowiada bez namysłu. I wchodzi do środka.
Te trzy ostatnie słowa pobrzmiewają mi w uszach jak zaczarowane, zupełnie jakby ktoś niechcący uchylił mi rąbka sekretnej wiedzy.

"NOTHING IS SAD"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz