niedziela, 8 czerwca 2014

Dzień 15. Trzy marzenia

Południowa Norwegia, Okolice Porsgrunn. Czwartek, 24 lipca godz. 14:15

- Wiesz Rolf, w tej chwili mam teraz tylko trzy marzenia. 
Wyjeżdżamy właśnie z tunelu na piękny, podwieszany most rozpostarty nad błękitnymi wodami rozległego fiordu. Po obu jego stronach, na zielonych, górzystych brzegach porozrzucane niedbale białe domki z pomarańczowymi dachami, gdzieniegdzie suną ospale niczym ślimaki po gładkiej tafli niewielkie barki, łodzie motorowe i jachty, pozostawiając za sobą długi, trójkątny ślad falującej wody.

- Przede wszystkim chciałbym zobaczyć północ Norwegii. Ten jej ogrom, jej dzikość, niedostępność, sam wiesz najlepiej, o czym mówię. Drugie - wyprać w końcu wszystkie swoje rzeczy, bo jeszcze dzień lub dwa i będzie dramat. No i trzecie - aby samemu też wziąć w końcu jakiś porządny prysznic.
Rolf słysząc to wszystko uśmiecha się tylko tajemniczo pod nosem. Po kilkunastu minutach jazdy zatrzymujemy się na jednym z parkingów, by kupić koszyk truskawek od przydrożnego sprzedawcy, a potem zajadamy się nimi mknąc dalej przed siebie, podziwiając krajobraz i ciesząc się znakomitą, słoneczną pogodą.
Z głównej trasy zjeżdżamy w dużo węższą i mniej uczęszczaną drogę, a gdy zbliżamy się do wybrzeża i – jak się zdaje – do celu naszej podróży, Rolf przerywa milczenie i śmiejąc się dobrodusznie oznajmia:
- Chyba będę mógł spełnić dwa twoje marzenia.
Pomaga mi wyjąć bagaże z bagażnika, a potem prowadzi mnie do pobliskiej przystani dla jachtów.
- Zaczekaj tutaj, zaraz wracam.
Wszędzie kręci się mnóstwo ludzi, często całe rodziny z dziećmi, obok stoją stragany z najróżniejszymi smakołykami i pamiątkami, to między nimi zniknął przed chwilą mój towarzysz, dalej po prawej jest niewielki market spożywczy, a po lewej jak okiem sięgnąć przystań z kołyszącymi się na wodzie białymi jak śnieg jachtami i łódkami. Jest tak ciepło, że niemal wszyscy chodzą tu w samych klapkach lub boso, niektórzy ubrani tylko w strój kąpielowy.
Tu gdzie teraz stoję, jest wejście do sanitariatu, ciągle ktoś tu wchodzi lub wychodzi z ręcznikiem przewieszonym przez ramię i gdy tak obserwuję tych wszystkich opalonych i uśmiechniętych wczasowiczów, zdaję sobie nagle sprawę, że ja kompletnie nie pasuję do tego miejsca i do nich wszystkich i do zapachu bogactwa, który unosi się po całej okolicy. Zbliża się Rolf.
- A teraz słuchaj uważnie, bo za chwilę będę musiał lecieć. Kupiłem dla ciebie trzy żetony. Jeden wrzucisz tutaj (pokazuje mi srebrną pralkę automatyczną z wielkim bębnem), włożysz tu rzeczy, nastawisz odpowiedni program i włączysz. Instrukcja jest co prawda po norwesku, ale myślę, że sobie poradzisz.
- Poradzę na pewno.
- Drugi żeton, po praniu, wrzucisz tu (pokazuje mi stojąca obok równie wielką suszarkę do ubrań), nastawisz jak trzeba i wysuszysz sobie wszystko. A żeton numer trzy będzie ci potrzebny do tego (otwiera mi kabinę prysznicową). Wystarcza na 8 minut mycia, myślę, że to wystarczający czas, by się dobrze wyszorować.
- Nie wiem, co powiedzieć, naprawdę.
- A teraz muszę lecieć, wyładuje tu tylko towar i wracam do bazy, bo szef mnie zabije. Tu masz moją wizytówkę jeszcze, może ci się kiedyś przydać. I pamiętaj, w razie jakiś problemów, wszyscy mnie tu znają, powołaj się tylko na „starego hipisa”. Muszę iść, powodzenia w dalszej podróży.
- Dziękuję za wszystko.
Niesamowity facet, niesamowity! Szkoda, że ta przejażdżka już się skończyła. Kiedy odchodzi, wyjmuję z kieszeni podarowane mi żetony i odkrywam, że na dwóch napisane jest „50 koron” a na trzecim „20 koron”. On chyba zwariował, tyle pieniędzy!
Patrzę jeszcze za nim, jak odjeżdża, a potem wchodzę z powrotem do drewnianego domku. Czas spełnić swoje marzenia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz