Południowa Norwegia. Kristiansand. Niedziela,
27 lipca. Godzina 10:50.
Wstajemy dość późno. To nie była dobra noc.
Niezapowiedziana wizyta policjantów, a potem pospieszne pakowanie się i
przymusowa przeprowadzka sprawiły, że zasnęliśmy obaj dopiero nad ranem.
Przywoływanie teraz w myślach tych dramatycznych wydarzeń sprzed kilku godzin,
to jak przypominanie sobie złego snu.
Doprowadzamy się do porządku, jemy śniadanie i
nie zwlekając ani chwili, wychodzimy na miasto. Z nowego miejsca jest co prawda
dużo dalej do centrum, ale za to jest ono nieco lepiej zasłonięte przez drzewa
i krzewy od ludzkich spojrzeń. Z tego powodu podoba mi się bardziej niż
poprzednie.