czwartek, 8 maja 2014

Dzień 10. Ludzie bezdomni

Północna Dania. Frederiksavn. Sobota, 19 lipca, godz. 16:09

Wyciągam z kieszeni plecaka Pismo Święte i losuję coś na chybił trafił:

„Gdyby przyszedł na wasze zgromadzenie człowiek przystrojony w złote pierścienie i bogatą szatę i przybył także człowiek ubogi w zabrudzonej szacie, a wy spojrzycie na bogato odzianego i powiecie: «Usiądź na zaszczytnym miejscu!», do ubogiego zaś powiecie: «Stań sobie tam albo usiądź u podnóżka mojego!», to czy nie czynicie różnic między sobą i nie stajecie się sędziami przewrotnymi?”

 Dokładnie w tym momencie siada naprzeciwko mnie, po drugiej stronie poczekalni. Kiedy wczoraj go zobaczyłem tam w porcie, przeczuwałem, że to nie będzie nasze ostatnie spotkanie. Dość ciężko osuwa się na krzesło z plastiku, jakby zmęczony wielogodzinnym marszem. Prócz nas nie ma tu nikogo. Gdy tylko wyczuwa oparcie pod swoimi plecami i rozpościera się nań wygodnie, rzuca na mnie kilka badawczych spojrzeń. Wyczuwam to jedynie kątem oka, bo na powrót zatapiam swój wzrok w lekturze...

„Czy Bóg nie wybrał ubogich tego świata na bogatych w wierze oraz na dziedziców królestwa przyobiecanego tym, którzy Go miłują? Wy zaś odmówiliście ubogiemu poszanowania (...) Jeżeli kierujecie się względem na osobę, popełniacie grzech, i Prawo potępi was jako przestępców”.

Hmmm. Patrzę jeszcze przez moment na lekko pożółkłe stronice udając, że wciąż czytam, a tymczasem zastanawiam się, jakby do niego zagadnąć, bo to, że za chwilę to zrobię, nie ulega kwestii.
Ma około pięćdziesięciu lat, trudno jednak rozeznać dokładnie po tej zniszczonej twarzy z kilkudniowym zarostem. Trochę mi kogoś przypomina, ale nie mogę sobie przypomnieć kogo. Zamykam Biblię i chowam ją z powrotem do plecaka, a w międzyczasie obserwuję go ukradkiem.
- Still`s raining. Rain not good – odzywam się po angielsku, a dźwięk moich słów przeszywa powietrze niczym wystrzał z rewolweru.
Patrzy na mnie wyraźnie zaskoczony. Chyba niewiele zrozumiał, a jeszcze mniej usłyszał, dlatego zwracam się do niego raz jeszcze:
- Still`s raining. Rain not good – i pokazuję palcem w górą na przeszklony dach, w który uderzają co chwila hałaśliwe krople deszczu.
- Not good, not good -  odpowiada patrząc niepewnie w moją stronę.
A jednak zna trochę angielski, gdy pytam, czy potrafi się posługiwać tym językiem, powtarza znowu „not good, not good”. Mija dobrych parę minut, nim mój nowy kompan przypomina sobie wszystkie angielskie wyrażenia i słowa, których nie używał już od lat. Siadam obok niego, by nie musieć tak głośno mówić, zwłaszcza że pojawiło się kilku nowych pasażerów w poczekalni. Trochę czuć od niego alkoholem, ale nie wygląda na pijanego. Ma za to mocno przekrwione oczy, jakby nie spał całą noc.
- Dokąd się wybierasz? - pyta, spoglądając na moje bagaże.
- Do Norwegii.
- Ale stąd nie odjeżdżają pociągi do Oslo – odpowiada wyraźnie rozbawiony.
Mówię mu, że przyszedłem tu, by się ogrzać i schronić przed deszczem, a nie, by kupić bilet na pociąg. Bardzo go ciekawi, gdzie w takim razie spędziłem kilka ostatnich nocy, a kiedy słucha moich opowieści, coś mu nagle przychodzi do głowy i zwraca się do mnie tymi słowami:
- A więc ty też jesteś bezdomny.

2 komentarze:

  1. KONIEC HISTORII?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie spodziewałem się takiego zakończenia... Smutna, ale zarazem ciekawa ta historia, daje do myślenia i skłania do refleksji...

    OdpowiedzUsuń