czwartek, 22 maja 2014

Dzień 11. Bilet na prom

Północna Dania. Hjørring. Niedziela, 20 lipca, godz. 10:03.

Budzi mnie odgłos otwieranych drzwi wejściowych.
- No i jak ci się u nas spało? Widzę, że całkiem nieźle - woła Przemo zza progu widząc, jak podnoszę się powoli z kanapy.
- Nawet mi nie mówcie. Jest dziesiąta. Ja zazwyczaj tak długo nie śpię, musiałem być bardzo zmęczony - przyznaję ze wstydem, mrużąc zaspane oczy.
- Byliśmy na zakupach - do pokoju wchodzi Marta z dwiema wielkimi torbami sklepowymi - I mamy coś dla ciebie, pomyśleliśmy, że przyda ci się na drogę.

Reklamówka wypełniona przeróżnymi smakołykami, pieczywem, owocami, sokami i wszystkim tym, czego potrzebuje żołądek podczas podróży. Waży chyba tyle, co cały mój dotychczasowy bagaż.
- Czy wyście powariowali? Nie wiem nawet, co powiedzieć. Dziękuję wam.
- Powinno ci wystarczyć na kilka dni. Kupilibyśmy tego więcej, ale chyba byś się z tym już nie zapakował, co?
Faktycznie - nie udaje mi się tego zmieścić w żadnym plecaku. Wpierw próbuję to jakoś upchnąć w tym większym, ale nic z tego, mniejszy też jest już przepełniony.
- Potem się coś wymyśli. Na razie będę to nosił luzem. A za kilka dni problem i tak zostanie przetrawiony - śmieję się zadowolony.
Po wspólnym śniadaniu przychodzi czas na załatwienie sprawy z promem do Oslo. Podczas gdy Marta krząta się w kuchni przy zmywaniu naczyń, my wspólnie z Przemkiem krzątamy się po oficjalnej stronie Stena Line. Wiadomość, którą wczoraj usłyszałem w informacji portowej, okazuje się być prawdziwa - jeśli bilet zamawia się przez Internet, jest on aż o 100 koron tańszy. Oznacza to ni mniej ni więcej tylko to, że stać mnie na niego - wczoraj po przeliczeniu wszystkich swoich oszczędności okazało się, że cały mój majątek to 187 koron i 40 øre, bilet natomiast kosztuje 185 koron. To chyba jakiś cud! W przypadki już dawno przestałem wierzyć. Co prawda portfel będę miał zupełnie pusty, ale najważniejsze, że stanę na norweskiej ziemi, a potem... A potem się zobaczy. Jakoś to będzie. Tym bardziej, że jedzenia mam na kilka dni, więc prędko nie umrę.
Po dwóch nieudanych podejściach, dopiero za trzecim razem udaje nam się dopełnić wszystkich formalności - wypełniamy niezbędne rubryki, na koniec szybki przelew i gotowe. Data wypłynięcia - poniedziałek 21 lipca, godzina 10:00, a więc jutro z samego rana. Dopiero gdy przychodzi mi na skrzynkę mailową potwierdzenie dokonania zamówienia, wielki kamień spada mi z serca. To jest tak nierealne... jak we śnie. Czy naprawdę już jutro znajdę się na drugim brzegu? Nie, to niemożliwe...
Wyciągam z kieszeni portfel, wysypuję na stół wszystko, co mam, wyciągam z tej kupki monet i banknotów 2 korony i 40 øre, a pozostałą część przesuwam ostrożnie w stronę Przemka.
- Jest tu dokładnie 185 koron, możesz mi zaufać, trzy razy to wczoraj liczyłem.
Ten zaś nie namyślając się ani chwili, odsuwa pieniądze z powrotem w moją stronę.
- Schowaj je lepiej do kieszeni. Jeszcze ci się nie raz przydadzą.

1 komentarz:

  1. Przeczytałem już kilka Twoich wpisów, wiesz co jest w nich najlepsze? Zakończenie...
    Zawsze jest takie zaskakujące... Swoją drogą masz bardzo ciekawe życie...
    No i wiadomo, że pieniądze się zawsze przydadzą, a dobroć ludzie pokazują właśnie w takich momentach.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń