Północna Dania. Hjørring. Niedziela, 20 lipca,
godz. 10:03.
- No i jak ci się u nas spało? Widzę, że
całkiem nieźle - woła Przemo zza progu widząc, jak podnoszę się powoli z
kanapy.
- Nawet mi nie mówcie. Jest dziesiąta. Ja
zazwyczaj tak długo nie śpię, musiałem być bardzo zmęczony - przyznaję ze wstydem, mrużąc zaspane oczy.
- Byliśmy na zakupach - do pokoju wchodzi
Marta z dwiema wielkimi torbami sklepowymi - I mamy coś dla ciebie, pomyśleliśmy,
że przyda ci się na drogę.
Reklamówka wypełniona przeróżnymi smakołykami,
pieczywem, owocami, sokami i wszystkim tym, czego potrzebuje żołądek podczas
podróży. Waży chyba tyle, co cały mój dotychczasowy bagaż.
- Czy wyście powariowali? Nie wiem nawet, co
powiedzieć. Dziękuję wam.
- Powinno ci wystarczyć na kilka dni.
Kupilibyśmy tego więcej, ale chyba byś się z tym już nie zapakował, co?
Faktycznie - nie udaje mi się tego zmieścić w
żadnym plecaku. Wpierw próbuję to jakoś upchnąć w tym większym, ale nic z tego,
mniejszy też jest już przepełniony.
- Potem się coś wymyśli. Na razie będę to
nosił luzem. A za kilka dni problem i tak zostanie przetrawiony - śmieję się
zadowolony.
Po wspólnym śniadaniu przychodzi czas na
załatwienie sprawy z promem do Oslo. Podczas gdy Marta krząta się w kuchni przy
zmywaniu naczyń, my wspólnie z Przemkiem krzątamy się po oficjalnej stronie
Stena Line. Wiadomość, którą wczoraj usłyszałem w informacji portowej, okazuje
się być prawdziwa - jeśli bilet zamawia się przez Internet, jest on aż o 100
koron tańszy. Oznacza to ni mniej ni więcej tylko to, że stać mnie na niego -
wczoraj po przeliczeniu wszystkich swoich oszczędności okazało się, że cały mój
majątek to 187 koron i 40 øre, bilet natomiast kosztuje 185 koron. To chyba
jakiś cud! W przypadki już dawno przestałem wierzyć. Co prawda portfel będę
miał zupełnie pusty, ale najważniejsze, że stanę na norweskiej ziemi, a
potem... A potem się zobaczy. Jakoś to będzie. Tym bardziej, że jedzenia mam na
kilka dni, więc prędko nie umrę.
Po dwóch nieudanych podejściach, dopiero za
trzecim razem udaje nam się dopełnić wszystkich formalności - wypełniamy
niezbędne rubryki, na koniec szybki przelew i gotowe. Data wypłynięcia -
poniedziałek 21 lipca, godzina 10:00, a więc jutro z samego rana. Dopiero gdy
przychodzi mi na skrzynkę mailową potwierdzenie dokonania zamówienia, wielki
kamień spada mi z serca. To jest tak nierealne... jak we śnie. Czy naprawdę już
jutro znajdę się na drugim brzegu? Nie, to niemożliwe...
Wyciągam z kieszeni portfel, wysypuję na stół
wszystko, co mam, wyciągam z tej kupki monet i banknotów 2 korony i 40 øre, a
pozostałą część przesuwam ostrożnie w stronę Przemka.
- Jest tu dokładnie 185 koron, możesz mi
zaufać, trzy razy to wczoraj liczyłem.
Ten zaś nie namyślając się ani chwili, odsuwa
pieniądze z powrotem w moją stronę.
- Schowaj je lepiej do kieszeni. Jeszcze ci
się nie raz przydadzą.
Przeczytałem już kilka Twoich wpisów, wiesz co jest w nich najlepsze? Zakończenie...
OdpowiedzUsuńZawsze jest takie zaskakujące... Swoją drogą masz bardzo ciekawe życie...
No i wiadomo, że pieniądze się zawsze przydadzą, a dobroć ludzie pokazują właśnie w takich momentach.
Pozdrawiam