piątek, 23 maja 2014

Dzień 11. Prosty człowiek

Północna Dania. Frederikshavn. Niedziela, 20 lipca. godz. 18:30

Stoi tam, wpatrzony w zacumowane promy, dokładnie w tym samym miejscu, w którym wpatrywał się w nie wczoraj i przedwczoraj, pomiędzy ławkami, oparty o metalową balustradę, z dopalającym się papierosem w pomarszczonej dłoni. Czeka na mnie, jakby był pewny, że za chwilę przybędę. 
Wymiana uśmiechów wystarcza nam za przywitanie. Staję tuż przy nim w milczeniu i tak jak on zatapiam swój wzrok w tych majestatycznych statkach, z których jeden właśnie wypływa na pełne morze. Słychać ryk jego ogromnych silników, a tłum pasażerów na górnym pokładzie macha rękoma za oddalającym się lądem.

Jest coś świętego w tym staruszku. Wkłada do ust kolejnego papierosa, wpierw wyjmuje go ostrożnie z pomiętej paczki, zapala, osłaniając dłonią płomień zapalniczki, a potem zaciąga się głęboko jego gęstym dymem. Ma w sobie coś ze świętego. Może to te źrenice, tyle w nich spokoju.
Ciekawe, jak długo tu przychodzi, ile tygodni, a może lat. Czy zawsze o tej samej godzinie i w to samo miejsce? A może od niedawna to robi, może nawet od piątku, gdy spotkaliśmy się tu po raz pierwszy.
Lubię ten jego wzrok, który za nic nie potępia, wszystko rozumie, wszystko wybacza, niczego nie oczekuje i patrzy na mnie niemal w taki sam sposób, jak na daleki morski horyzont. I ten uśmiech – ani szyderczy, ani rubaszny, zwyczajny i prosty.
Czy wie, że przyszedłem się pożegnać? Nie spotkamy się tu jutro, będę wówczas hen po drugiej stronie morza, tam, gdzie obaj teraz spoglądamy.
Szkoda, że nie zna ani jednego angielskiego słowa lub też szkoda, że to ja nie znam duńskiego, mógłbym wówczas dowiedzieć się, kim jest, jak długo tu mieszka, czy jest szczęśliwy, mógłbym też sam opowiedzieć mu trochę o sobie i o swojej podróży. A tak… Ale może to i dobrze, bo i po co nam to wszystko wiedzieć, skoro jest nam tu z sobą tak dobrze.
- Jutro wsiądę do jednego z nich i odpłynę do Norwegii – informuję go pełen dumy i niecierpliwości, wskazując palcem odpływający właśnie prom.
Patrzy na mnie, jakby nic nie zrozumiał i uśmiecha się tak, jakby zrozumiał wszystko. Czekam, aż wypali resztki swojego papierosa, a potem żegnając się delikatnym skinieniem głowy, odchodzę.
Na zawsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz