poniedziałek, 24 marca 2014

Dzień 1. Droga przez Bolków

Zachodnia Polska. Kostomłoty. Czwartek, 10 lipca, godz. 11:47

Zsuwam się w dół po metalowych stopniach, biorę mały plecak i zrzucam go na ziemię, ten większy chwytam oburącz i zeskakuję z nim na asfaltowe pobocze.
- Szerokiej drogi. Dziękuję! - wołam jeszcze i zamykam z hukiem drzwi.
Ciężarówka odjeżdża w stronę Legnicy, wydobywając z siebie gęstą chmurę spalin, a ja przeskakuje przez barierkę. Na zielonej murawie po drugiej jej stronie rozkładam pospiesznie mapę i w akompaniamencie mknących po autostradzie pojazdów zaczynam ją uważnie studiować.
- To musi być ten zjazd. Nie mogłem się pomylić. To musi być to.
Problem polega na tym, że ktoś źle to wszystko oznakował. Nikomu nie przyszło do głowy, by w tym miejscy ustawić tablicę z napisem „Jelenia Góra” lub chociażby „Strzegom”, natomiast tej samej osobie nie wiedzieć czemu wpadła do głowy myśl, by napisać na niej „Kostomłoty”. To jakaś niewielka mieścina, żeby nie powiedzieć wieś. A oni tak właśnie oznaczają zjazd z autostrady.
Idę wzdłuż barierki aż dochodzę do wiaduktu, a stamtąd już dalej poboczem drogi, aż do pobliskiej stacji benzynowej. Zupełnie niepotrzebnie tracę ponad pół godziny. Kilku kierowców może i by chciało mnie podwieźć, niestety żaden nie jedzie w moją stronę. Ale nie jest źle, mam jeszcze sporo czasu, byleby tylko nie spóźnić się na obiad. 
Tutaj nie mam już czego szukać,  trzeba samemu coś przedsięwziąć.
I znów marsz poboczem, tym razem kilkukilometrowy. Taka wędrówka nie jest do końca bezpieczna – nadjeżdżające z naprzeciwka z dużą prędkością pojazdy mijają mnie niemal o centymetry, a gdy zbliża się jakaś ciężarówka, schodzę na moment z jezdni z obawy przed jej podmuchem. Lepiej nie ryzykować.
SMS od Zuzi: „Gdzie jesteś? Kiedy będziesz?”. Sam chciałbym to wiedzieć.
- Cześć Zuziu! Powoli dojeżdżam, ale coś nie mam szczęścia, więcej idę niż jadę. Dlatego mogę się trochę spóźnić – niemal krzyczę do telefonu, bo przez ten hałas sam niemal nie słyszę tego, co mówię.   
Mijam Osiek i w końcu przystaję zmęczony na wąskim skrawku ziemi, pomiędzy rowem a jezdnią, nie licząc za bardzo na to, że ktoś się tu zatrzyma. Mija kilka minut. Jeszcze chwila i stąd idę. Nie lubię tak bezczynnie tkwić w jednym miejscu. Nagle zza zakrętu wyjeżdża samochód i zatrzymuje się obok mnie.
- Dokąd? - pyta mnie jeden z dwójki młodych chłopaków, trochę starszych ode mnie.
- Przed siebie!
Wsiadam do tyłu i jedziemy. Pojazd jest mocno sfatygowany, nawet trochę trzeszczy, ale mi się zdaje, że siedzę w limuzynie po tym długim marszu.
Mówię im, że chciałbym na Strzegom, dalej na Bolków i do Jeleniej Góry. A potem Norwegia.
- Zwariowałeś!
Opowiadam w skrócie o swoim planie, który zawiera tak wiele niejasności i znaków zapytania, że raz po raz wybuchają głośnym śmiechem, gdy nie umiem im odpowiedzieć na najprostsze pytania. Zresztą ja sam śmieję się razem z nimi.
- Do Norwegii przez Bolków… Kto by pomyślał?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz