poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Dzień 31. Trzecie przykazanie

Północna Norwegia. Narvik. Niedziela, 10 sierpnia, godz. 13:14.

Niski, jednokondygnacyjny budynek, właściwie w niczym nie przypomina kościoła. W niczym, poza metalowym krzyżem umocowywanym na dachu tuż nad samym wejściem. Przyglądam mu się przez chwilę. Ludzie mówili, że katolicki, mam nadzieję, że mieli rację. Obym zdążył jeszcze na jakąś mszę.
Przy samym wejściu czytam naklejone na drzwiach kartki z ogłoszeniami. Cholera, spóźniłem się. Ostatnia i zarazem jedyna msza odprawiana w tym kościele skończyła się mniej więcej godzinę temu. Ciekawe, czy jest tu w okolicy jakiś inny kościół katolicki.
Naciskam na dzwonek. Cisza. Naciskam raz jeszcze. Długo nic się nie dzieje, ale po kilku chwilach daje się usłyszeć jakieś hałasy w środku i odgłosy kroków. Otwierają się drzwi. Wyrasta przede mną wysoki, młody, dobrze zbudowany mężczyzna.

- Dzień dobry. Ja mam taki problem, właściwie pytanie. Bo spoglądam na te kartki i tu jest napisane, że jedyna msza w tym kościele odprawiana jest o 11:00. A więc skończyła się przed godziną. Dziś niedziela i bardzo chciałbym pójść na Eucharystię. Orientuje się pan może, czy i gdzie byłaby taka możliwość? Gdzie tu jest w ogóle jakieś inny kościół katolicki? - mówię dość szybko płynną angielszczyzną.
Obserwuję w tym czasie twarz mężczyzny. Z niemal każdym kolejnym moim słowem staje się jakby coraz bardziej przestraszona, aż w końcu gdy przestaję mówić, mężczyzna z wyraźną niepewnością w głosie odpowiada:
- Słabo po angielsku. Nie rozumiem – i dodaje już po norwesku – Nie znasz norweskiego?
- Tylko angielski – kiwam przecząco głową.
Patrzy na mnie uważnie, sprawiając wrażenie kogoś, komu właśnie przyszedł do głowy pewien pomysł.
- A po polsku nie mówisz? – pyta mnie w moim ojczystym języku i to w sposób, jakby już znał odpowiedź na to pytanie.
- A dzień dobry, dzień dobry! Pewnie, że tak! Jak pan się domyślił?
- Polaka bym poznał nawet na końcu świata. A coś ty mnie wcześniej pytał?
Powtarzam mu wszystko raz jeszcze.
- Najbliższa Msza Święta w promieniu 200 km to ta odprawiana przeze mnie w kościele w Harstad, to jest dokładnie 120 km stąd na północ - tu wyciągam swoją mapę, by wskazał mi palcem, gdzie to dokładnie jest - O 18:30. Ja jestem tutaj księdzem diecezjalnym, jedynym w tej chwili, bo kolega z Harstad jest na urlopie i będę go zastępował. A jak tyś tu się w ogóle dostał?
- Autostopem.
- Autostopem? Taki kawał? Człowieku! Widzisz, zabrałbym cię z sobą, ale rodzina z Polski jest teraz u mnie i będę jechał z nimi, mam pełny samochód niestety.
- To nic, proszę się nie martwić, jakoś sobie poradzę. Zostało jeszcze sporo czasu, prawie 5 godzin. Dam radę!
- Powodzenia! Mam nadzieję, że się tam dziś spotkamy.
- Ja też. No to biegnę na drogę, szkoda czasu. Bóg zapłać i z Panem Bogiem!
I faktycznie niemal stamtąd wybiegam. Chcę jak najszybciej dostać się do tego Harstad, nie ma chwili do stracenia. Jeszcze nigdy nie musiałem pokonać takiej odległości, by pójść w niedzielę do kościoła. Człowiek ma go pod nosem, a mimo to marudzi, że trzeba rano wstać i przejść się tych kilkaset metrów. A tutaj 120 kilometrów trzeba przejechać, w dodatku stopem. Ileż to się musi wydarzyć, by człowiek zaczął doceniać to, co ma.

Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz