Północna
Norwegia.Fjellet. Niedziela, 10 sierpnia, godz. 15:05.
Wysiadając pospiesznie z
kampera tych przemiłych Niemców, zdaję sobie sprawę, że kolejna
tak dobra okazja, by zobaczyć ten piękny archipelag, nie trafi się
prędko, pewnie za parę ładnych lat dopiero.
Jak na razie jest dobrze -
stąd do Harstad będzie jakieś 25 kilometrów, a zatem niecałe
trzydzieści minut jazdy, zaś do rozpoczęcia Mszy Świętej
pozostało trzy godziny. Powinienem spokojnie zdążyć.
Na pobliskim przystanku, do
którego właśnie się zbliżam, stoją już dwie starsze panie z
bagażami, pewnie czekają na jakiś dalekobieżny autobus. Gdy kładę
swój plecak na zatoczce i próbuję coś złapać, przyglądają się
z wielką uwagą moim staraniom.
Prawie nic tędy nie jeździ,
tylko sporadycznie mija mnie jakiś pojazd, większość z nich po
przejechaniu majestatycznego mostu za moimi plecami, od razu skręca
w lewo, kierując się w stronę archipelagu, jak moi Niemcy przed
chwilą.