Zachodnia Norwegia. Bergen. Poniedziałek, 4
sierpnia, godz. 02:47.
- Bo widzisz
chłopcze, tak samo jest mi przykro z powodu rozwodu, jak przykro mi było z
powodu małżeństwa.
Nic więcej nie
chce powiedzieć. Ja jednak nie daję za wygraną, chciałbym się w końcu
dowiedzieć, dlaczego zdecydował się na ten krok.
- Jak długo
byliście małżeństwem? - dopytuję.
- Trzydzieści dwa
lata. A tak naprawdę dużo mniej.
Zaprasza mnie na
swój jacht. Gdy pokazuje mi go palcem, nie wydaje się być daleko, zacumowany
ledwie kilkanaście metrów od pomostu, przy którym siedzimy. Okazuje się jednak,
że nie tak łatwo będzie się do niego dostać, bo aby to zrobić, trzeba wpierw
przejść po pokładach trzech innych łodzi.
Czarno to widzę i
trochę się boję, ale musimy iść, nie ma wyjścia. On pijany, ja wprawdzie
trzeźwy, ale z ciężkimi bagażami na plecach, ślisko jest i buja na wszystkie
strony, ale jakoś dajemy radę. Aż trudno uwierzyć, że żaden z nas nie wypadł za
burtę, a kilka razy naprawdę było blisko. Mam też nadzieję, że nikogo nie obudziliśmy.
Zapach luksusu
unosi się w powietrzu. Nigdy wcześniej nie byłem na jachcie i pierwsze moje
wrażenie jest takie, że sam chciałbym mieć kiedyś coś takiego. Na środku
pokładu rufowego rozłożony jest stolik, to przy nim każe mi usiąść, sam zaś znika
gdzieś w środku, a gdy wraca, w prawej ręce trzyma już dwie butelki piwa, a w
lewej kolejną butelkę, tyle że czegoś mocniejszego.
Jedna lampka
koniaku, potem druga, panuje przyjemny chłód, nie wieje, nie pada, łódź
delikatnie kołysze się na kilkucentymetrowych falach. Ta noc mogłaby trwać
wiecznie.
Henning jest
doskonałym znawcą muzyki, opowiada mi o wczorajszym koncercie Erica Claptona na
tutejszym stadionie, to głównie z tego powodu tu przypłynął, a kiedy słyszy, że
jednym z moich ulubionych zespołów jest The Beatles, spieszy z wyjaśnieniami:
- Beatlesów
zawsze podziwiałem za słowa, są bez wątpienia najlepszymi tekściarzami
wszechczasów. Ale jeśli chodzi o muzykę, to najdoskonalszą tworzyli The Eagles.
Mam 59 lat i nigdy nic lepszego nie słyszałem.
Po godzinie
kończą się nam i piwka i koniak, a i sił nie pozostało zbyt wiele. Mój nowy
przyjaciel proponuje mi nocleg u siebie, w kokpicie. Prowadzi mnie do części
mieszkalnej czy raczej czegoś w rodzaju niewielkiego salonu z kuchnią i panelem
sterowania łodzią. Najbliżej dzioba są niewielkie drzwi, za którymi znajduje
się wejście do całkiem niezłej łazienki i sypialnia z aż trzema wygodnymi
łóżkami. Z lekkim zdziwieniem odkrywam, że na jednym z nich śpi już jakiś facet.
- To kolega, nie
przejmuj się.
Pokazuje mi,
gdzie mogę się położyć, a potem wspina się z powrotem nie wiedzieć czemu na
górny pokład. Długo nie wraca, a gdyby nawet wrócił, zastałby mnie okrytego
śpiworem i pogrążonego we śnie.
Jest czwarta nad
ranem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz