Zachodnia Norwegia. Haugesund. Niedziela, 3 sierpnia. Godz. 9:25
- Przyjadę po
was, gdy skończy się nabożeństwo.
A potem wsiada do
samochodu i odjeżdża, a my z Marcinem wchodzimy do środka. Kościół jest bardzo
mały i skromnie urządzony – surowe wnętrze, niemal zupełnie nagie, białe
ściany, ozdobione jedynie kilkunastoma obrazami przedstawiającymi kolejne
stacje drogi krzyżowej i tylko mur okalający prezbiterium wypełnia wielki
fresk, z na nim ludzie wszelkiej maści i wieku oddający pokłon Jezusowi.
Siadamy w jednej z pierwszych ławek, tuż obok figury Matki Bożej.
Za moment zacznie
się Eucharystia, dla mnie szczególna i wyjątkowa, bo sprawowana nie w języku
czeskim, duńskim, wietnamskim ani nawet norweskim, jak to miało miało miejsce
ostatnimi razy, ale w mojej rodzimej polskiej mowie. To doprawdy niezwykłe, że
spotyka mnie tu coś takiego. Nagły dreszcz zniecierpliwienia i ekscytacji nie
pozwala mi usiedzieć spokojnie na swoim miejscu, nie mogę się już doczekać, aby
usłyszeć pierwsze słowa kapłana.
- Pan z wami
„I z duchem twoim” – odpowiada zgodnie chór
wiernych, a wśród nich mój donośny głos, który nigdy wcześniej w tak
zdecydowany i radosny sposób nie wypowiadał tych słów. Coś, co dawniej wydawało
się tak oczywiste, teraz jest czymś absolutnie niesamowitym, jakby ów obojętny
rytuał stał się nagle czymś w rodzaju mistycznej inicjacji.
Słucham kolejnych
słów duchownego z przedziwnym skupieniem i zachwytem kogoś, kto po raz pierwszy
w życiu uczestniczy we Mszy Świętej. Ach, jak ja uwielbiam ten polski język…!
Wszyscy siadają,
kiedy lektor zbliża się do pulpitu. Jego długa, biała szata niemal styka się z
posadzką. Bierze do ręki lekcjonarz i rozpoczyna następującymi słowami:
„Czytanie z
księgi proroka Izajasza.
„O,
wszyscy spragnieni, przyjdźcie do wody,
przyjdźcie, choć nie macie pieniędzy!
Kupujcie i spożywajcie, dalejże, kupujcie bez pieniędzy
i bez płacenia za wino i mleko!”
przyjdźcie, choć nie macie pieniędzy!
Kupujcie i spożywajcie, dalejże, kupujcie bez pieniędzy
i bez płacenia za wino i mleko!”
Serce doznaje nagłego poruszenia. Mam nieodparte wrażenie, jakby
te słowa skierowane były wprost do mnie.
Uśmiecham się
dyskretnie i w jednej chwili ogarnia mnie tak wielki spokój, że aż muszę wziąć
głęboki oddech.
Msza Święta
powoli się kończy, wierni zaczynają opuszczać świątynię i zewsząd słychać
bardzo swojsko brzmiące rozmowy. Co za radość być tu teraz z nimi! Tuż przy
drzwiach jest stolik, a na nim porozrzucane niedbale czasopisma w języku
angielskim. „Love One Another”. Ciekawe, co to takiego? Przychodzi na myśl, by
zabrać sobie jeden egzemplarz, będą miał przynajmniej co czytać w autobusie do
Bergen.
Tylko ile to
kosztuje? Nigdzie ani ceny, ani nawet koszyka na ofiarę, mimo to biorę do ręki
gazetę i nie będąc do końca pewien, czy nie popełniam kradzieży, chowam ją do
kieszeni.
Hans już na nas
czeka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz