Południowa
Norwegia. Oslo. Środa, 6 sierpnia, godz. 00:47.
To bardzo dziwne uczucie nie
mieć gdzie się podziać, nie mieć w pobliżu nikogo bliskiego, z
dnia na dzień stać się bezdomnym. Zwłaszcza nocą, gdy całe
miasto kładzie się spać, ludzie gaszą światła w swoich domach,
a my jesteśmy tylko odgłosem naszych kroków w ciemnościach.
Właściwie to tylko wówczas jest to przykre, bo za dnia bezdomność
ma smak przygód i marzeń.
Błąkam się jak cień po
ulicach zmęczonego i sennego Oslo, a w głowie tylko jedna myśl,
jedna jedyna, by znaleźć bezpieczne miejsce, gdzie można schronić
się przez mrokiem i chłodem i darować oczom odrobinę snu. Gdybym
tylko wiedział, gdzie jestem i czy dobrze idę. Nawet nie ma kogo
zapytać. W absolutnej ciszy, niesiony przeczuciem, zmierzam powoli w
stronę dworca.