piątek, 12 września 2014

Dzień 23. Bez biletu

Południowa Norwegia, Mortavika. Sobota, 2 sierpnia, godz. 14:50

- Dzień dobry. Chcieliśmy kupić bilet na prom. Ile to będzie kosztowało?
Chłopak za ladą spogląda na mnie zdziwionym wzrokiem. Wygląda zupełnie tak, jak gdybym zadał mu jakieś bardzo trudne pytanie.
- Nie mam pojęcia. Tutaj na pewno nie. Może tam - wskazuje niepewnie w stronę szlabanu obok wjazdu na parking.

Idę do Marcina.
- Dziwne. Facet w sklepie był wyraźnie zaskoczony, że w ogóle go o to pytam. U niego w każdym razie biletu nie kupimy.
- Oni chyba nie przewidzieli tego, że ktoś będzie chciał się dostać na drugi brzeg pieszo, bez samochodu.
Postanawiamy jednak wejść na pokład i tam znaleźć osobę, u której będziemy mogli kupić ten bilet. 60-70 koron, tyle powinien kosztować, według tego, co mówił kierowca, który nas tu przywiózł. Problem w tym, że ja w portfelu mam tylko... 65 koron właśnie i ani øre więcej, gdy więc znajdziemy się po drugiej stronie fiordu, dalsza podróż stanie się dla mnie dużo lżejsza, bo przy pustych kieszeniach. Rzecz jasna nie mówię o tym Marcinowi, bo nie ma takiej potrzeby, robię tylko dyskretnie znak krzyża, ufając w duchu, że jakoś to będzie.
Prom przypływa po kilku minutach, punktualnie według rozkładu. Okulbaczeni ciężkimi plecakami stąpamy do jego wnętrza, stawiając przy tym odważnie kroki i przybierając jak najbardziej naturalny wyraz twarzy, by nie zwrócić niczyjej uwagi. Udaje nam się jakoś dostać do środka i teraz przeciskamy się przez wąskie korytarze pomiędzy kajutami.
- Co robimy? Pytamy kogoś czy czekamy, aż ktoś się nas zapyta?
- Czekamy. Proponuję rozsiąść się wygodnie w miejscu, gdzie będzie najwięcej ludzi i tam obserwować rozwój sytuacji.
Znamienne - obaj w jednym momencie pomyśleliśmy o tym samym. Z początku, będąc jeszcze na brzegu, zupełnie oczywistym było, że będziemy musieli zapłacić za ten rejs. Nawet później, gdy okazało się, że nie jest to jednak tak oczywiste, to i tak chcieliśmy przepłynąć uczciwie, płacąc nawet wówczas, gdyby miało się okazać, że wydamy resztę naszych oszczędności. Teraz jednak, kiedy wszystko idzie jak po maśle, nie jesteśmy już tak skorzy do wydawania pieniędzy. Jakie to ludzkie.
Najwięcej pasażerów udaje się na górny pokład i my również tam się usadawiamy. Gdyby ktoś z załogi nas tu zaczepił, pytając o bilet, kupimy go wówczas bez zwłoki, jeśli jednak nikt taki się tu nie zgłosi, nie będziemy szukać nikogo na siłę.
Wiatr świszcze między naszymi głowami, czasem tak mocno, że aż zapiera dech w płucach, zapierające dech są również widoki z każdej ze stron - surowe, lecz piękne skaliste wybrzeża obrośnięte kępkami traw, mchów i pojedynczych drzew, porozrzucane wszędzie maleńkie wysepki o przeróżnych kształtach, a gdzieś daleko ponad horyzontem ledwie widoczne górskie wzniesienia. Obserwujemy to wszystko w milczącym zachwycie.
Powoli zbliżamy się do przeciwległego brzegu. Za kilka minut pierwsza w życiu podróż promem na gapę dobiegnie końca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz