niedziela, 7 grudnia 2014

Dzień 25. Uliczni artyści

Zachodnia Norwegia.Bergen. Poniedziałek, 4 sierpnia, godz. 20:06.

„Get rhythm, when you get the blues,
Come on, get rhythm, when you get the blues”


Już z daleka słychać tę muzykę, chociaż muzyków trudno jeszcze dostrzec przez nieprzebrany krąg ludzi, który ich otacza z każdej ze stron, do tego kilka rzędów zaparkowanych obok motocykli, a wszystko to na tle z wolna zachodzącego słońca.

Get a rock 'n' roll feelin' in your bones,
Put taps on your toes and get gone,
Get rhythm, when you get the blues.

 Podchodzimy bliżej i mieszając się z zasłuchanym tłumem, stajemy się jego częścią. Ona młoda, piękna, trzymając kontrabas, trąci delikatnymi palcami jego grube struny, on dużo straszy, z rdzawą chustą wokół szyi i popielatym kapeluszem, jednocześnie grając na gitarze, wystukuje nogą rytm na niewielkiej perkusji, od czasu do czasu dmuchając też w ustną harmonijkę, przymocowaną nieruchomo do jego głowy – doprawdy niezwykła, dwuosobowa orkiestra.
- Świetni są, co nie? Wczoraj też tu grali, dokładnie w tym samym miejscu.
I równie wielu jak dziś było gapiów. Mają w sobie coś takiego, że aż chce się na nich patrzeć i ich słuchać. Nie są to tacy zwyczajni grajkowie, od razu to widać, nie wyglądają na takich, którzy narzekają na brak pieniędzy i aby je zdobyć, organizują takie właśnie uliczne występy, nic podobnego. Sprawiają wrażenie ludzi, którzy robią coś fajnego i chcą się tym z innymi podzielić. Przy okazji budują wspaniała atmosferę tego tawernianego miasta.

„Is it gettnig better
Or do you feel the same…”

Stary dobry rock, country, Beatlesi, Rolling Stonesi, trochę Boba Dylana, klasyka rock`n`rolla – a zatem wszystko, co w muzyce najlepsze.
To jeden z tych momentów, w których pojawia się we mnie równie nagłe, co bardzo silne poczucie szczęścia, że tutaj przyjechałem. Gdybym pozostał w domu, nigdy nie usłyszałbym tego, co teraz słyszę, nigdy też nie mógłbym uczestniczyć w czymś podobnym. Nawet nie przypuszczałem, że ta podróż będzie mi dostarczać podobnych wrażeń, z pewnością sam bym ich sobie nie wymyślił, dlatego w duchu bardzo jestem wdzięczny Panu Bogu za tę niespodziankę.
Robimy kilka zdjęć, Marcin kręci też krótki filmik, a kiedy koncert dobiega końca i wybrzmiewa ostatni jego akord, rozlega się wokół burza oklasków, która trwa nieprzerwanie przed dwie lub trzy minuty. Zasłużyli na te brawa.
Ktoś podchodzi do stolika, na którym wystawione są na sprzedaż płyty tego rodzinnego duetu, wrzuca tam jakiś banknot i zabiera dwie z nich, potem kolejna osoba i kolejna. Sami byśmy coś kupili i nawet przechodzi nam taka myśl przez głowę, jednak rozsądek podpowiada, by pieniądze oszczędzać na dalszą drogę. 
- Coś tak czuję, że ta dziewczyna zrobi karierę, jestem tego nieomal pewien.
Na koniec ojciec, w imieniu swoim i córki, dziękuje wszystkim zgromadzonym za uwagę, a robi to w kilkunastu różnych językach, także po polsku.
- On ma na imię Gee Gee, tak? A ona?
- Soluna.
Czyli słońce i księżyc.


4 komentarze:

  1. Bardzo lubię okolice Bergen. Jeździłem tak kiedyś do pracy przy zbiorze malin. Ogólnie ludzie w krajach skandynawskich są bardzo uprzejmi, a okolice, fiordy w połączeniu z górami na których latem nadal leży śnieg, zrobią wrażenie na każdym. Dzięki z przywołanie miłych wspomnień. Może już czas by znów wybrać się do Norwegii :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłem kiedyś na spotkaniu z Tobą 3 lata temu, mówiłeś że napisałeś książkę, gdzie ją można dostać? Szkoda że blog umarł,chociaż wskrzeszanie histori sprzed wielu lat chyba musiało się tak skończyć ;) Gdzie teraz podróżujesz?

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo napisałem, jest skończona, ale mam na razie pewne problemy z jej wydaniem. Książka to nic innego jak zebrany w całośc blog (aż do powrotu do domu) plus kilkadziesiąt dodatkowych stron nieopublikowanych stron. W tym roku na pewno zobaczysz tę książkę na półce sklepowej. A gdzie teraz podróżuję? Obecnie do Holandii do pracy :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Robercie kiedy aktualizacja bloga?

    OdpowiedzUsuń